czwartek, 23 sierpnia 2012

Drugie życie wózka

W oczekiwaniu na pierworodnego Juniora nieokreślonej jeszcze płci, postanowiliśmy pomału zacząć zaopatrywać się w rzeczy potrzebne dla tegoż Juniora:D Zaczęliśmy od najdroższych i największych rzeczy - łóżeczka i wózka. O ile łóżeczko udało nam się kupić w baaardzo dobrym stanie, nie wymagającym naszej interwencji to wózek potrzebował drobniutkiego liftingu. 
Jako zupełnie zieloni, jeśli chodzi o wózki i inne gadżety dla dzieci, zaczęłam szukać wśród opinii, firm i dostępnych modeli. Kiedyś był jeden rodzaj wózka, wszyscy byli zadowoleni i nie tracili tyle czasu na poszukiwaniach tego jedynego:D Ale nie o tym.

Wózki nowe, cenowo oscylujące do 1500zł jakością nie przewyższały tych używanych, których cena przekraczała 3 000zł. 3 000 zł za cztery kółka dla dziecka? Na dobrą sprawę za tyle można kupić cztery kółka dla rodziców... O nie! Zdecydowaliśmy się zatem na zakup wózka lepszej firmy, ale używanego.  Padło na Emmaljungę. Ten wózek, po dwójce dzieci, lepiej się prowadził, niż prawie nowy wózek innej firmy. zaczęły się poszukiwania, które zwieńczone zostały wydatkiem rzędu 550zł a dodatkowo dostaliśmy cztery koła zapasowe. Czyż nie super, świetna okazja?:D 
Drobnego odświeżenia wymagały lamówki na okryciu gondoli i budki, były troszeczkę pozdzierane i zamiast czarne były czarno-białe. Wózek zakupiliśmy, a ja nie miałam sprecyzowanego pomysłu, jak sobie z nimi poradzić. Wiedziałam jedynie, że na pewno coś wymyślę. 

Wymyśliłam.
W jednym zdaniu: Obrzucenie lamówki "na okrętkę", czarną muliną. Na całość zużyłam około 5 motków muliny i około trzy, cztery filmy. 

A oto co powstało i jak wyglądało przed i po liftingu;) 
Czasami warto włączyć w ruch szare komórki:D




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz